1 VIII 2015, sobota
Wydawać by się mogło, że dzisiejszy konkurs zapowiadał się dobrze. I, rzecz jasna, był dobry. W końcu było to letnie Grand Prix w Wiśle. A jak wiadomo, konkursy w Polsce są moim ulubionym po Planicy wydarzeniem sezonu.
Niestety...
Po pierwszej serii szanowny P. Prevc zajmował które miejsce? TRZYDZIESTE!
Byłem tak wkurzony, że kiedy schodziłem po schodach w dół, prawie przypierdzieliłem w twarz nartami kilku dziewczynom.
Na szczęście drugi skok był taki, jaki chciałem.
Podniosłem się na 15 miejsce.
Oto magia Petera!!! BUM!!! I już jesteś DWA razy wyżej, niż przedtem. Otóż ta dwójka przekleiła mi się chyba do czoła. Co ja gadam?! To nie jakaś zwykła naklejka, którą można zedrzeć. To piętno odciśnięte rozżarzonym metalem.
Mam dość użalania się nad sobą!!!
Pieprzyć ten dziennik i sesję!!!
Znowu!!!
6 X 2015, wtorek
Żeby nie było: nadal jestem obrażony na:
- ten dziennik
- Jurija
- drugie miejsca.
I napisałem to, aby zakomunikować, że jestem obrażony.
(Ależ to logiczne wyjaśnienie... I takie mądre...)
Podejście numer DWA (?!):
Napisałem to, aby zakomunikować, że chyba spalę ten dziennik.
(Lepiej.)
20 XI 2015, piątek
Nareszcie... Skoki!!!
Tego dnia nareszcie przyszła pora na pierwsze w tym sezonie kwalifikacje do konkursu, które... się tak jakoś nie odbyły.
Niemiecka precyzja... PFFF...
Niemcy są precyzyjni i w ogóle tylko wtedy, kiedy chodzi o odbieranie Kryształowych Kul. Poza tym może robią dobre samochody. Ale głównie potrafią wykradać najwyższe trofea.
Nie, słoweńskie samochody są jeszcze lepsze. Tylko pytanie brzmi: jakie są słoweńskie auta na potwierdzenie mojej teorii???
21 XI 2015, sobota
Znowuznowuznowuznowuznowu!!!
Prowadziliśmy po pierwszej serii. Sporą przewagą. Baaardzo sporą. Ale co?
Ale co?!
Ale co?!?!?
Byliśmy drudzy! DRUDZY!!!
Wszyscy się śmiali, że to był historyczny moment, kiedy to dwóch Prevców zajęło swoje zaszczytne, drugie miejsce...
Domen i ja, Prevce dwaj.
Mamy drugomiejscowy haj.
Goran się cieszy, Niemcy świętują,
A mnie te drugie miejsca irytują.
To mnie tak wkurwiło poruszyło, że stałem się jakimś cholernym poetą od siedmiu boleści! Stop!, wróć: od dwóch boleści.
Kiedy wróciliśmy już do hotelu, zamknąłem się w pokoju i nie wpuszczałem do środka nawet Domena. Co z tego, że miał pokój ze mną? Głupi wysłannik Jurija! Specjalnie skakał tak jak skakał, a nie lepiej! Tepeš go opłacił!
Po godzinie mojego wkurwu level hard master pro, pod drzwi pokoju przyszła delegacja. Namawiali mnie, abym im otworzył, że ukradli Niemcom nagrodę za pierwsze miejsce i chcą mi ją dać, abym mógł zgładzić za jej pomocą wszystkich Niemców na całym świecie, a szczególnie tych, co nazywają się Severin Freund. A kto wymyślił tę ciekawą teorię o wszechobecnym mordzie za pomocą drewnianej figurki w kształcie lądującego skoczka? Lanišek. Czasami zastanawiam się, co ma w tym łbie, że czasami udaje mu się myśleć.
Ja byłem na (nie)szczęście na tyle nieugięty, że po półgodzinnych odach na cześć Petera II Prevca do moich pobratymców z drużyny dołączyli się jeszcze, o zgrozo!, Niemcy. Gdy usłyszałem, jak Severin mówi do mnie, że powinienem się cieszyć z tego miejsca, to normalnie mi coś strzyknęło w mózgu! Zacząłem się wtedy zastanawiać, czy mózg to na pewno galareta i czy nie można go przypadkiem złamać. Bo ten szwab jest idealnym dowodem na to, że to jednak jest możliwe.
W każdym razie po kilku godzinach błagania mnie o wyjście z pokoju, moi kochani pobratymcy ze Słowenii i dupki z Niemiec, postanowili rozbić obóz przed drzwiami. Po jakimś czasie dołączyli się do nich Norwegowie. I wtedy zaczęła się balanga. Hilde przytaszczył jakiś głośnik, Tande skołował żarcie (śmiem przypuszczać, że motywem przewodnim balangi był Bliski Wschód i Bomba Atomowa Imigrantów, bo po jakimś czasie zacząłem WIDZIEĆ opary dymu z dupy; zastanawiałem się wtedy, czy jeśli nie wyjdę, nie zastanę umarłe trupy moich kolegów, które piekłyby się na rożnie, a wszyscy Niemcy nie ściągnęliby masek i pokazałyby się twarze Freundów – klasyczne Freund tu, Freund tam, Freund wszędzie!), Forfang załatwił rurę, na której podobno tańczył – striptiz był podobny dobry – w rytm Titanica, a Gangnes przywlekł zestaw do karaoke. Reszta teamu też coś tam robiła. Jedynie biedny Fannemelek tłukł się do drzwi, mówiąc, że go w końcu zamordują za dyskwalifikację. Przekazałem mu alfabetem rekordzistów świata w długości lotu wiadomość, żeby wszedł oknem. No i po kilkunastu minutach wszedł. Inna sprawa, że miałem pokój na siódmym piętrze – to Fannemel.
Kiedy do mnie dołączył, zaczęliśmy knuć, jak pozbyć się obozu spod drzwi. Jednak gdy Polacy dołączyli do tej pieprzonej bandy Freundów i Tepešów, to zaczęło się dziać. Dziwny pech chciał, że przynieśli ze sobą Finlandię. Nie kraj, bynajmniej. Napój sprawiający, że ludzie przenosili się do Krainy Wiecznej Szczęśliwości. Chociaż w sumie... Jakiegoś tam Asikainena i Larinto zgarnęli po drodze.
I w ten oto sposób zacząłem budować z Andersem paralotnię. Co prawda, proponował mi, abyśmy ubrali narty i wyskoczyli przez okno. Mielibyśmy dobry ciąg powietrza, przyzwoite warunki i zajebisty pogrzeb, dodałem wtedy w myślach.
Gdy dochodziła już 21:30, trenerzy zaczęli przychodzić pod moje drzwi po swoich pupilków. Przez dziurkę od klucza widziałem, jak próbują oderwać od rury Forfanga, który ubrany był tylko [osobom o zbyt wybujałej wyobraźni proponuję pominąć ten akapit – od aut.] w różowe stringi z naszytą na przodzie głową słonia. Jego wielkie uszy sterczały na bok, a trąba była dosyć długa. Jakby co, nie ta trąba, tylko ta słonia. Chociaż kto wie, co kryło się pod spodem... NAWET O TYM NIE MYŚL, PETER!!! TY DUPO, NIE CHŁOPIE! Taki Forfang to miał trąbę, którą mogły pokochać wszystkie baby na świecie w przedziale wiekowym od 1 do 100+. A ja? Ja mam tylko jakieś durne „Koral! Tylko tu najlepsze lody na świecie!”. (Po co mi tak w ogóle takie bokserki?!)
Poza przypadkiem Johanna, równie dotkliwe i odciskające piętno na moim zdrowym umyśle było również zawodzenie Żyły, kiedy Kruczek wyrywał mu bimber kupiony od ruskich. Ta jego mina mówiąca „weź wszystko, tylko nie mój sok z gumijagód!”, była bez-ce-nna!
Ku mojemu zaskoczeniu Stoch i Freund siedzieli razem ze sobą i jakby nigdy nic popierdalali sobie w chińczyka. To było wręcz niewybaczalne! Chciałem krzyczeć „Kamil! Ty zdrajco!”. Złamał mi moje biedne dwukomorowe, dwuprzedsionkowe serce. Czułem jak krwawi. Mój Kamil, MÓJ, grał sobie z jakimś tam dojczerem w moją ulubioną grę.
Po jakimś czasie dopadły mnie wyrzuty sumienia i otwarłem drzwi, przytulając do siebie trzeźwego jak żul pod sklepem Domena. Jak on mógł się tak upić? My, Prevce, nigdy nie pijemy! (Szczególnie wtedy, kiedy śpimy.)
Ledwo wypuściłem mojego młodszego, kochanego braciszka, a do pokoju wpadł Forfang, krzycząc coś o jakiejś psychopatce, co go goni po całym hotelu. Poniewczasie zauważyłem, że nareszcie pozbył się tych zajebistych stringów. Tylko szkoda, że jedyne, co miał na sobie, to seksowne czarne podkolanówki Hayböcka. I wtedy zrobiłem klasycznego face palma, z tymże przy okazji pieprznąłem w czoło zahipnotyzowanego Domena. Kiedy zobaczyłem, co go tak oderwało od świata, opadła mi szczęka.
Powiem w skrócie: dłuższej trąby w życiu nie widziałem.
- Peter! Zamykaj te drzwi! – krzyczał do mnie Johann, siedząc na kolanach Fannemela. – Szybko, do cholery!
- Dopiero co chciałeś żebym je otworzył – odparłem powoli.
Wtedy do pokoju wpadła niewysoka brunetka. Kiedy wypatrzyła Forfanga, rzuciła się na niego, a potem wywlekła za drzwi. Biedny chłopak... Nie widziałem go już resztę wieczoru. Ale coś czuję, że miał dużo „ciekawsze” zajęcia od balangowania z Hildełem i królem imprezów Zioberkiem.
Przed 23:00 już wszyscy zniknęli spod moich drzwi, a ja i Domen poszliśmy spać. (Nie wiem tylko, co rano Forfang robił w moim łóżku[?!].)
22 XI 2015, niedziela
Gdyby kózka kwiecień plecień, to by ślimak chuj ci w dupę.
Tak opisałbym w skrócie mój dzisiejszy występ. Co prawda, podium jest. Ale nie to miejsce, co trzeba. Wolałbym być już nawet trzeci, ale DRUGI?! Goranie kochany, co ma pisiont twarzy!
Mogłoby się wydawać, że ze mnie taki debil i idiota, któremu wiecznie mało i nie potrafi się cieszyć z podium, ale ubiegły sezon mnie zniszczył. Rozwalił. Był dla mnie jak bomba atomowa! Niby taki solidny kopas w dupas żeby nie powtarzać błędów, ale jednak wyniszczający psychikę. (Cały ja! Zawsze muszę wszystko wyolbrzymiać!!!)
Kiedy wracaliśmy spod skoczni wszyscy gratulowali mojemu bratu miejsca w ”10”, a mnie klepali tylko po ramieniu i mówili coś o tradycji. Ja im, kurwa, dam tradycję... Nic tylko tasakiem przez łeb przejechać, skompromitować i rozwalić.
Wieczorem Norwegowie zaprosili wszystkich na wspólną bibę. Działo się...! Wszyscy byli szczęśliwi (albo przyszedłem po tym jak dobrali się do zapasów alkoholu) tylko Polacy wyglądali na takich trochę niewyraźnych... Nie mogłem odpuścić takiej okazji i sprowadzić Kamila z powrotem na swoją stronę. Wykradłem zatem Jurijowi jedną butelkę, wziąłem jakąś przepitkę i kupiłem od Korniłowa słoik ogórków.
Tak zaopatrzony ruszyłem w stronę Kamila, a kiedy obok niego usiadłem, zaczął gadać o jakiejś pieprzonej trzynastce. Poklepałem go po ramieniu i położyłem na stole zapasy. Gdy to zobaczył coś zaczęło mu się świecić w oczach i od razu sięgnął po butelkę, mrucząc coś pod nosem.
- Ej! Nie wszystko dla ciebie! – krzyczałem próbując mu wyrwać flaszkę.
- Spokojnie – odpowiadał po każdym łyku. – Wychylylybymy!!!
Cokolwiek to oznaczało, musiało być iście polskie. Takie hasło rozpoznawcze dla Polaków: „Zapraszamy do Polski! Wychylylybymy!”
Kiedy oddał mi butelkę zostało już tylko odrobinę magicznego eliksiru szczęścia. Wypiłem tę resztkę i poszedłem po nową porcję soku z gumijagód. Gdy wstałem, Kamil złapał mnie za ramię i powiedział:
- Peter, nigdy nie miałem lepszego kumpla.
Zaczerwieniłem się ze szczęścia aż po koniuszku uszu. Żaden szwab nie będzie mi kradł przyjaciół! I tak zawsze wybiorą mnie :D.
Gdy wróciłem do Kamila... jego już nie było. Usłyszałem jakieś jęki pod stołem i wtedy wyjaśniło się niespodziewane zniknięcie Stocha. Pomogłem mu się podnieść, posadziłem go na krześle i zacząłem śpiewać mu kołysankę.
Resztę wieczoru przesiedziałem obok Kamila, głaszcząc go po głowie, popijając wódkę, jedząc ogórki Korniłowa (polecam wszystkim!) i oglądając popisowy taniec Norwegów. (Oni chyba nie mają kości!!!)
~~~~~
Ajm bak!!! Przepraszam, że tak długo zwlekałam z rozdziałem, ale nie miałam czasu pisać... Poza tym... Tyle się wydarzyło! Peter został Mistrzem Świata, wygrał TCS, Kamil nie przeszedł Q... Ale w końcu rozdział jest! Głupi, bo głupi, ale jednak :)
Obiecuę, że następny będzie szybciej!
+ Takie pytanko: kogo spotkam na stadionie w Zakopanem? Oba dni sektor D :3
Pozdrawiam ;***
Uwielbiam cię za to opowiadanie! Mówiłam to już? :P
OdpowiedzUsuńZrobiłam źle, czytając ten akapit z Forfangiem w roli głównej... Ugh, Johann, dlaczego to zrobiłeś?! :/
Finlandia to chyba wszystkie pokolenia łączy, zauważyłam :P
Rozkminy Prevca nad tym, czy mózg jest galaretką. Bezcenne!
"Gdyby kózka kwiecień plecień, to by ślimak chuj ci w dupe."- nie mam pytań. Kocham <3
Jak Freund mógł ukraść Peterowi przyjaciela? Nie dość, że sprzątnął mu KK, to i Kamila przyciągnął na swoją stronę. Wredne te Szwaby, nie ma co!
Wybacz za taki mało składny komentarz, coś mi nie pykło :P Straciłam głowę przez to opowiadanie!
Pozdrawiam i weny życzę! :))
Mnie w Zakopcu nie będzie, parapetówa w piątek u przyjaciółki, nie wiem, czy przeżyłabym sobotni konkurs :D
No i co ja z Tobą robię? To opowiadanie schodzi na bardzo złeee tory...
UsuńW tym rozdziale wena mnie natchnęła. Chyba... W każdym razie, ja nie wiem skąd się u mnie wziął ten akapit z Johannem. Co ja wtedy ćpałam?! Nie wiedziałam, że jestem zdolna wymyślić coś takiego.
Finlandia... Tak, wszystkie pokolenia łączą się w "bulu, nadzieji" i z Finlandią. Ostrzegam, że pojawi się tu jeszcze nie raz!
Pomysł na kradnącego przyjaciół Freunda przyszedł mi do głowy... z nikąd. Ale fajnie tak jeszcze bardziej powkurwiać Peterka :D
Dziękuję!!! I pozdrawiam ;***
P.S. Nareszcie dorwałam się do internetu!!!
dawaj więcej
OdpowiedzUsuń❤ ;)
UsuńVery good. Love you.
OdpowiedzUsuńczy ty mi możesz wyjaśnić dlaczego ja płaczę czytając tą historię, a czytając twoje drugie opowiadanie (co by nie było - bardziej dołujące) nie odczuwam... nic?
OdpowiedzUsuńjesteś świetna, kocham to opowiadanie i nie przestawaj pisać (bo cię znajdę XD)! nic więcej nie umiem napisać, wybacz.
♥
Hmm... Płaczesz czytając to, bo użalasz się nad moją chorobą wrodzoną, czyli głupotą.
UsuńDziękuję Ci za ten komentarz jak i za każdy inny ❤. A poza tym... Ty mi tu nie groź w internetach!!! ;D
Pozdrawiam ;**
Dawno nic mi tak nie poprawiło humoru, jak to opowiadanie. Jest moc! :3
OdpowiedzUsuńDziękuję ❤
Usuń